Follow my blog with Bloglovin
Ostatnio dużo się dzieje. Każdy weekend spędzamy w Jot. w liczbie około 5 - 6 osób. Dzięki temu prace posuwają się do przodu w zadowalającym tempie. Po ostatniej wyprawie sprawy mają się tak: Ziemia z całego parteru została wybrana i wraz z gruzem stanowi obecnie wzmocnienie wału stawu, oraz utwardzenie pobocza.


Kominy przebudowane od podłogi na strychu do dachu nową cegłą, a od dachu w górę klinkierówką pod kolor przyszłego dachu. Blacho dachówka na dom kupiona, drewno i rynny zamówione - mają być w tym tygodniu. Dziś nasi dekarze tj. Tato i wujek S. udali się na wieś celem ustalenia porządku prac dachowych, które rozpoczną się jeszcze przed Świętami. Jeżeli pogoda dopisze, to za dwa tygodnie dom przyodzieje się w nowy, czekoladowy kapelusz, dostanie rynny (których nigdy nie posiadał) i mam nadzieję, że wszyscy odetchniemy z ulgą, bo już nas nie zaleje :)

Kiedy męska cześć ekipy zajmuje się burzeniem, wydobywaniem, wywożeniem i stawianiem na nowo, żeńska część nadal kształtuje krajobraz obejścia. Po raz pierwszy, własnoręcznie pobieliłam nasze leciwe jabłonie oraz wysiałam nasionka sałaty i rzodkiewki na przygotowanym wraz z mamą warzywniaku. Warzywniak powstał rok temu na miejscu starego gnojownika, przez lata sypałyśmy tam trawę, liście, a wcześniej jeszcze dziadkowie obornik. Ubiegłej wiosny przekopałyśmy wszystko i okazało się, że powstała piękna żyzna ziemia, z której usypałyśmy pryzmę. Wyrosły nam ziemniaczki, kabaczki i cebulka. W tym roku spłaszczyłyśmy pryzmę a na jej tyle wytyczyłyśmy miejsce na kompostownik. Bardzo jestem ciekawa co mi z tych pierwszych wojaży warzywnych wyjdzie.


W sobotę oficjalnie rozpoczęliśmy sezon koszenia trawnika, a tydzień temu sezon grillowy. Im cieplej i im dłuższy dzień tym więcej do zrobienia! A i była bym zapomniała zasadziłyśmy czereśnię, mam nadzieję że się przyjmie i za dwa lata zbierzemy pierwsze owoce.