Follow my blog with Bloglovin
Nadejszla wiekopomna chwiła...

Dzisiejszy poranek już na wsi. Siedzę, piję kawkę i nacieszyć sie nie mogę, że to już! Z drugiej jednak strony nadal nie dociera to do mnie w pełni.


Większość naszego dobytku już na miejscu, pozostały najwyżej trzy kursy żeby sprowadzić resztę.

Jak widać na załączonych zdjęciach nie wprowadzamy się na warunki w 100% wykończone. Nadal brakuje nam mebli kuchennych, a większość pozostałych to zaadoptowane na nowo i nowo zaaranżowane wieloletnie sprzęty, które wykorzystywała jeszcze moja Babcia. Jednak nie chcieliśmy czekać aż wszystko będzie dopięte na ostatni guzik i postanowiliśmy wraz z nadejściem wiosny, zacząć życie tutaj.



Ostatnie dwa tygodnie to dla mnie istny maraton: pakowanie, podróże, rozpakowywanie, próba zagospodarowania przestrzeni i pomieszczenia wszystkiego w znikomej ilości mebli. W tym całym rozgardiaszu myśl o Świętach, które na szczęście spędzamy na wyjeździe, bo na świąteczne domu przygotowania nie mamy zwyczajnie czasu.


Na razie tyle, tak na szybko, po Świętach obszerniejsza relacja...
Kominek - to jeden z tych elementów, których w moich wyobrażeniach domu na wsi zabraknąć nie mogło. Bo czy jest coś przyjemniejszego niż huczący ogień gdy na zewnątrz śnieżyca? Lub wieczory w fotelu przed kominkiem w słotne listopadowe dni? A może kominek w chłodniejszy wiosenny poranek z kawką? I oto kolejne małe marzenie spełnione - kominek stoi, kominek działa! Jeszcze tylko wstawić kratki i pomalować czopuch i będzie skończony. A wszystko to za sprawą dwóch mężczyzn mego życia - Lubego Mego i Taty  :)








Zastanawiamy się nad kolorem czopucha - biały czy kremowy?