Pogoda mnie wykańcza! Ja naprawdę lubię naszą szerokość geograficzną i wszystkie związane z nią konsekwencje: zmianę pór roku, zimy i jesienne słoty. Ale nie lubię braku zdecydowania, również w pogodzie!
Ponoć mamy zimę...aha... tylko ja się pytam gdzie? Bo u nas zima przyszła w połowie grudnia i sobie poszła, równie nagle jak przyszła. Od tamtej pory siąpi, wieje, głowy urywa, w oknach świszcze i leje i siąpi i tak w kółko! Niestety nie przesadzam i mam już tej pogody po wyżej dziurek...
Dlaczego połowa naszego kraju cieszy się białym puchem, ustabilizowaną temperaturą i słońcem ? A druga połowa czuję się jak na "dużych wyspach", gdzie wcale wyemigrować nie chciała?
Tak jestem meteopatą, odziedziczyłam to po Mamie. Źle się czuję przy zmianach temperatury i ciśnienia, wiatrach i przetaczających się frontach atmosferycznych. Ale kto czułby się dobrze gdy jednego dnia budził się śnieżną zimą a drugiego wczesną wiosną, po czym przez tydzień dostawałby w twarz słotami jesieni?
Mam dla tej pogody kilka rad:
- Po pierwsze niech wróci do starych zwyczajów przez lud wiernie w przysłowiach utrwalonych, garniec i plecień w odpowiednich miesiącach na m. i k. nam fundując.
- A na styczeń niechaj weźmie sobie do serca na przykład takie: "Kiedy styczeń najmroźniejszy, wtedy roczek najpłodniejszy" lub "Styczeń mrozem trzeszczeć musi, wtedy chłopa plon przydusi".
- Jeżeli już ma być dziwnie i niezwyczajnie to niech będzie ciepło, słonecznie i wiosennie.
- A najlepiej, niech sypie i mrozi tak do -10, ale niechaj świeci nam słońce, bo powariujemy! A ja na pewno.
No to sobie ponarzekałam. Jak nie mam na co to przy najmniej na pogodę ;)