Dziś będzie o remoncie domu. Zanim jednak przejdę do szczegółów, słów kilka o samym budynku. Nasz domek nie jest żadnym zabytkiem, ani też cudem architektonicznym. Ile ma lat? Trudno powiedzieć, na pewno powstał przed wojną. Jak wyglądał pierwotnie? Też ciężkie pytanie, gdyż w czasie prac okazało się, że był budowany etapami. Najpierw kawałek parteru, później dolepione lewe skrzydło, jakiś ganek którego dziś już nie ma. Drugie piętro to najświeższa sprawa chociaż wciąż przedwojenna. Jest to typowy poniemiecki domek na planie prostokąta z dwu spadowym dachem. Piętrowy, z dużym strychem ale bez piwnicy, co najprawdopodobniej podyktowane jest głębokością wód gruntowych.
W internecie znalazłam zdjęcie domku bardzo podobnego do naszego, oto ono:
Przystępując do remontu zdecydowaliśmy się na prace w kolejności od najpilniejszych do tych najmniej pilnych. Jednak jak już wspomniałam kwestie geodezyjne wciągnęły nas w "Martwy Punkt", w związku z czym sprawy finansowe doznały poważnego przesunięcia w czasie i ostatecznie w tym roku plan wykonywany był na zasadzie - na co możemy sobie pozwolić, lub co możemy zrobić nakładem własnej pracy.
I tak w pierwszej kolejności zabraliśmy się za parter, a dokładnie za pokój gościnny, salonem tudzież zwany.
W tym miejscu należy spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać się, że jak do tej pory mój udział w remoncie ograniczał się do sprzątania, ładowania gruzu na taczkę, lub doglądania grilla, żeby wygłodniała ekipa w postać Mamy i Taty po dniu ciężkiej pracy miała co do buzi włożyć .
To właśnie moi rodzice wzięli na siebie cały ciężar remontu i nie tylko ten finansowy ale i fizyczny. Mój Tatuś złota rączka, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych i który wszystko potrafi, a z racji swego zawodu zna się na budowie i remoncie, jest naszym majstrem, kierownikiem i inspektorem remontu w jednym. Muruje, szpachluje, wylewa posadzki, obija z tynku, wstawia nadproża i okna...
Zastanawiacie się zapewne dlaczego robimy to sami, zamiast zatrudnić ekipę remontową. Odpowiedź jest prosta i nie, nie chodzi tu o kwestie finansowe (czyli, że systemem gospodarczym taniej), ale o stan domu. Dom jest sędziwy, cegła zdezelowana, zaprawy pomiędzy cegłami już niemal brak i dlatego w czasie wykonywania najprostszych prac potrzebna jest nie tylko precyzja i dokładność ale też delikatność i duża doza cierpliwości. Według specjalisty - mojego Taty :) - to nie remont, a dłubanina iście archeologiczna, a on zamiast młotkiem murarskim musi często posługiwać się pędzelkiem i dłutem ;)
Wstawione nadproża
Przeciągnięta rura z wodą, obite tynki, zamurowane drzwi, położone belki sufitowe, wyprowadzona wentylacja pod kominek = gotowi do wielkiej wylewki
Więc zapewne teraz rozumiecie, że nikt nie włoży w remont chałupki tyle serce i nie wykaże się taką cierpliwością jak jej przyszły lokator.
No i jest moja Mamuśka, która całe lato walczyła dzielnie przy obijaniu tynków na parterze. Dzielnie walczyła i nie narzekała, wręcz przeciwnie, miała wiele radości z używania "Ramba" jak pieszczotliwie nazwaliśmy naszą wiertarkę udarową. tak moja Mama + Rambo = solidna robota.
No i wylewamy
Gotowa posadzka :)
Jeżeli chodzi o wykonane prace, to obok wspomnianej walki z tynkiem i obicia całego parteru, dokonano:
- zerwania podłogi w salonie i komórce ( docelowo kotłownia i sypialnia)
- wywiezienia tysiąca taczek nagromadzonego gruzu i wykorzystana go do umocnienia brzegów naszego przyszłego stawu
- obniżenia podłóg o 30 cm = wywiezienie wielu taczek piasku i ziemi
- zerwania sufitu w salonie
- wstawienia nadproży
- zamurowania drzwi i wybicia ich w innym miejscu
- wybicia dodatkowego okna
- wymiany belki sufitowej
- podmurowania narożników okiennych
- przeprowadzenia wody z salonu do przyszłej kotłowni
- przygotowania nawiewu pod kominek
- izolacji sufitu i podłogi
- położenia dekoracyjnych belek sufitowych
- wymiany okien
- wylewki posadzki
To tak w skrócie i od myślników. Nie mam w prawy w pięknym opisywaniu każdej najdrobniejszej remontowej roboty. Pamiętam "Dom nad Sekwaną" Whartona... opisywał tam budowę barki mieszkalnej z tak okropną detalicznością, że po przeczytaniu pierwszej budowy byłam już specjalistą w takowej. Wspomnę, że barka została chyba trzykrotnie zatopiona i trzykrotnie odbudowana i trzykrotnie drapano farbę z jakichś beczek i trzykrotnie... oj ciężko było i powiem wam, że nie przeszłam. Po prostu nie dałam rady.
Dlatego wybaczcie małą szczegółowość opisu remontowego. Postaram się lepiej i dokładniej wszystko przedstawić.
P. S Najbliższy weekend spędzę w Jot, więc najświeższe zdjęcia już z nowymi oknami, w następnym poście.