Follow my blog with Bloglovin
Tak jak obiecałam, dziś pokażę to co udało nam się zrobić przez ostatnie tygodnie. Na kolory naszych wnętrz komunikacyjnych i kuchni wybraliśmy dwa odcienie szaro - ziemiste oraz jasną wanilię. Kolory są w tej samej tonacji i podobnie ciepłe. Nie są to gołębie, zimne szarości, a ziemisto, brązowe ciepłe odcienie. Dzięki nim zapanowała harmonia i ład. Zależało nam na tym żeby ujednolicić kolorystycznie te pomieszczenia ponieważ stanowią otwarte przestrzenie, przenikają się i odcinanie ich kolorami wprowadziło by niepotrzebne zamieszanie.


Kolejną pracochłonną i dosyć uciążliwą kwestią było kafelkowanie. Na fachowca czekaliśmy prawie cztery miesiące, bo zawsze miał jakąś robotę, a dla dwóch metrów kwadratowych nie opłacało mu się jej przerwać. Nic to.... najważniejsze, że się w końcu doczekaliśmy, a Pan Kafelkarz okazał się całkiem dobry w swojej dziedzinie.


Na koniec, długo wyczekiwany zlew. Chcieliśmy zlew biały, pasujący do koncepcji kolorystycznej kuchni. Jest biała płyta, biały piekarnik, to i zlew musiał być taki. Niestety nie tak łatwo znaleźć to co się chce, w cenie którą się akceptuje. Na początku myśleliśmy nad konglomeratem granitowym, jednak tu z odcieniami też jest problem, a ceny dosyć wysokie (jasne odcienie, w tym biały od ponad 700 zł). Po zgłębieniu tematu, okazało się że konglomeraty wcale nie takie fajne, bo np. odcedzać makaronu czy kartofli w nich nie można ( za wysoka temperatura), rozgrzanego garnka włożyć do zlewu tez nie można, wiec kiepska sprawa... Ponoć najlepsze zlewy ceramiczne, no to super! Ceramiczny, biały, w rozmiarze 50... i tu zonk.... oczywiście są, ale kosztują 2000 zł! sic! Znaleźliśmy jeden, bardzo, bardzo fajny z firmy na I... niestety niby na szafkę 60, pojechaliśmy zmierzyliśmy, uwzględniliśmy 4 cm naszego blatu i wyszło nam że wejdzie. Kupiliśmy z myślą o ewentualnym zwrocie gdyby na miejscu okazało się, że jednak nie. Przyjechał Tata, zabrali się z T. do pracy, wyliczyli że wejdzie, dziurę w blacie wycieli, szafkę pod zlew wkładają i zonk nr 2... nie wejdzie... ale od czego są złote rączki. Ostatecznie się udało i tak oto cieszy nas on bardzo, zwłaszcza że wszelkie prace kuchenne zamykają się już w kuchni i nie wędrują siłą rzeczy do łazienki.


Dziś oczekuję również kuriera z przesyłką w postaci okapu, który mam nadzieję zamontujemy w sobotę wraz z pozostałą częścią listew przypodłogowych i tym sposobem etap pod kryptonimem KUCHNIA zostanie zakończony. Swoją drogą ciekawi Ci kurierzy... zawsze maja problem żeby do nas dojechać i ze skwaszoną miną przyjmują do wiadomości, że nie! nie mogę podjechać 10 km w jedną stronę do najbliższego miasta, żeby sobie od nich tą przesyłkę odebrać!

I jeszcze pokażę Wam, nasz kącik jadalniany w kuchni, który czeka na pomalowanie stołu, oczywiście na kolor mebli kuchennych :)




Plan został zrealizowany. Domek posprzątany i udekorowany świątecznie. Choinka również stoi na honorowym miejscu i rozsiewa żywiczno - piernikowy zapach.

Ostatnie dwa tygodnie były dla nas bardzo pracowite. W dni powszednie Ja walczyłam na froncie porządkowym: strych, piętro, parter. Mycie okien, odsuwanie mebli, czyszczenie żyrandoli, prontowanie drewna itp. W weekendy pracowali Panowie - Tata i Mąż. Dzięki temu udało nam się zamontować zlew w kuchni, wykuć dodatkowe gniazdka, pomalować kuchnię, przedpokój oraz klatkę schodową i przedpokój na piętrze, jak również zamontować cześć listew przypodłogowych. W weekend zawiesiliśmy karnisze i firanki w salonie, zakupiliśmy wielką choinkę i udekorowaliśmy świątecznie dom.

Ukrywać nie będę, że takie ekspresowe tempo dało nam wszystkim do wiwatu. Jesteśmy zmęczeni, ale i pełni satysfakcji bo wyszło bardzo, bardzo :D Co więcej naszej kuchni już oprócz okapu, który cały czas do nas dociera i dotrzeć nie może, nic do kuchni idealnej nie brakuje.

Teraz zwalniam tempo, wyciszam się wewnętrznie przy choince i świątecznych melodiach, przygotowując ducha do Świąt. W planie jeszcze pieczenie maślano - pomarańczowych ciasteczek z przepisu Ani, kutia i sałatka jarzynowa. Ale to już powoli i na spokojnie... A w weekend ostatnie prezenty i zapięcie wszystkiego na ostatni guzik. Natomiast od poniedziałku 16 dni wolnego!!! Będziemy świętować, odwiedzać rodzinę, odpoczywać i cieszyć się z bycia razem.

P. S więcej zdjęć obiecuję w najbliższym czasie :)
Dziś bez zdjęć, gdyż mąż podwędził aparat. A szkoda, bo mam tydzień pod hasłem porządki świąteczne. Wcześnie, ale ostatnio siły nie takie i wszystko w czasie rozłożyć muszę. Teraz to co kiedyś zajmowało mi dzień zajmuje dwa. Tak więc plan prosty i mam nadzieję, że do zrealizowania. Chociaż, również ostatnio nie jestem już siebie taka pewna, gdyż często zmienia mi się humor i z wielkiego powera wychodzą wielkie nici. Tak więc w tym tygodniu za punkt honoru postawiłam sobie porządki na strychu i piętrze. W weekend czeka nas dalszy ciąg remontu w expresowym tempie. Zamierzam pomalować kuchnię, przedpokój i klatkę schodową, zawiesić szafki kuchenne (zdjęte na czas zeszłotygodniowego kafelkowania) i poprzykręcać listwy przypodłogowe. Cóż sama tego nie zrobię, to raczej plan dla moich Panów czyli Taty i Lubego. A jeżeli nam się uda w przyszłym tygodniu zabiorę się za parter.

Wczoraj skończyłam strych, dziś prawie całe piętro. Było mycie okien, pranie suszone na dworze, wietrzenie pościeli, odsuwanie wszystkiego i mam poczucie, że każdy zakamarek został dokładnie wypucowany. Pogoda sprzyja porządkom. Piękne słoneczko, plus 5 stopni, jest możliwość i energia więc korzystam. Dziś zbierając pranie późnym wieczorem załapałam się na zmarzliny pościelowe - fajna sprawa bardzo to lubię, najpierw na dworze później w domku doschnie. A pachnie piękniej niż płyn do płukania i dużo, dużo dłużej.

Lubię porządki, szczególnie te przedświąteczne i wiosenne. Oprócz samej istoty "robienia czysto wokół", mają swoje głębsze znaczenie. Porządkują życie, pozwalają na przemyślenia, na pozbycie się wielu zbędnych przedmiotów nagromadzonych w ciągu roku. Dają poczucie nowego ładu i nowego etapu - okresu zimowo - świątecznego, oraz narodzin świata do życia - te wiosenne.

A co z dekoracjami świątecznymi? W tym roku wprowadzą się do nas nieco później, wraz z choinką czyli pewnie w weekend 14- 15 grudnia. A jeżeli o choinkę chodzi, czeka mnie rozeznanie terenu - skąd tu się bierze choinki?! I odpowiedź, że z lasu mnie nie satysfakcjonuje. Może trzeba poszukać leśniczego? Bo na stragan z choinkami na każdym rogu, jak to miało miejsce we Wrocławiu, nie mamy co liczyć.

A zatem do usłyszenia. Miłego przedświątecznego porządkowania :D
Witajcie po długiej przerwie. Nasza wioska zwana jest gminnym Zakopanem i rzeczywiście coś w tym jest! Jak już sypnie śniegiem to na całego!


Widoki bajkowe, jak ze świątecznych opowieści. Dwa dni w krainie Królowej Śniegu. Było cudownie. Wczoraj zawieruchy śnieżne, dziś piękne słoneczko, błękitne niebo i iskrzący śnieg.
Szkoda, że pogoda się zmienia i za chwilę śladu po tym pięknie nie będzie. Oby szybko do nas wróciło!


















Wraz z nadejściem śniegów, nadeszła nowa era internetu w naszym domu. Dzięki stałemu łączu internetowemu, które w końcu udało nam się wywalczyć (problemów było z tym co nie miara, bo ponoć budowa nowych przyłączy się nie opłaca, 400 m kabla i takie tam...) będziemy na bieżąco ze światem, a świat troszkę bardziej na bieżąco z nami. W domu i naszym życiu również wielkie zmiany, ale o tym przy następnej okazji :)


Chwilowo rozłożyło mnie przeziębienie, katar i ogólne osłabienie organizmu, zapewne przesileniem jesiennym spowodowane. Szczęśliwie złożyło się, że przyszło dopiero pod koniec jesiennych prac domowo - ogrodowych i z większością zaplanowanych działań udało mi się zdążyć, dzięki czemu mogę bezkarnie wygrzewać się pod kołderką.


Jesień przywitałam potężną dawką energii, tak mnie nosiło że domowe porządki poszły błyskawicznie. Mycie okien, zmiana zawartości szaf na jesienno - zimową, jesienne dekoracje. Wszystko to już za mną. Również ogrodowo jesteśmy na finiszu. Trzy z czterech naszych grządek warzywnych już posprzątane na sen zimowy czekają. Warzywa pokrojone i zamrożone, na zupy, sosy i inne pachnące pyszności. Dokonałam też (mam przynajmniej taką nadzieję) ostatniego w tym roku koszenia trawy. Ten rok był iście syzyfowy pod względem utrzymania trawnika. Wiele, wiele energii i czasu nas to kosztowało. Sezon wilgotny i trawa bujała w oka mgnieniu. Kolejnym zaplanowanym etapem prac ogrodowych  są rabaty kwiatowe. I tu właśnie utknęłam w połowie... cóż oby tylko szybko wróci do sił.


Tak jak każdą porę w tym roku, tak i jesień poznajemy na nowo - w nowym miejscu. I ukrywać nie będę, że w mieście łatwo ją przeoczyć, na wsi macha nam na każdym kroku. Zrobiło się pięknie żółto, wieczorami mgliście, świat pachnie opadłymi liśćmi, wypalanymi łętami, oraną przed zimą ziemią. Długie cienie, rozproszone słońce... no pięknie jest po prostu.


Jako że żyjemy lasem otoczeni, sezon grzybowy daje nam się we znaki w pełni. Zazwyczaj bezludny i spokojny las, tętni życiem... rejestracje z różnych części województwa - nawet nie wiedzieliśmy że w tak obleganym przez grzybiarzy miejscu mieszkamy. Na szczęście i w naszym prywatnym lesie grzybów pod dostatkiem, więc w walkę o brązowe kapelusze z przyjezdnymi się nie wdajemy.

A wieczorami: kominek, aromatyczna herbatka i ciacho ze śliwkami (w końcu dorobiłam się piekarnika ;)



Przyroda sprzyja rozmyślaniom, kontemplacji i snuciu planów. Oglądam stare zdjęcia i nadziwić się nie mogę jak wszystko się zmienia, jak dużo pracy za nami i ile czasu oraz wysiłku włożone zostało w to miejsce.





Powyżej elewacja, co prawda jeszcze nie skończona, staraliśmy się zachować poprzedni wygląd domu.

Poniżej nasza kuchnia (zdjęcie pionowe), przedpokój (poziome górne) i łazienka.


Jak wygląda to dzisiaj pisałam np. tutaj [KLIK]

A oto główni sprawcy zmieszania



Chociaż od zmiany pór roku dzielą nas niecałe dwa tygodnie, ja już czuję jesień. I nie chodzi tutaj tylko o aurę jesienną widoczną w przyrodzie. Długie cienie, babie lato, pożółkłe lipy, spadające liście czeremchy, schnące trawy, uwijające się myszki... Również nasza wieś przyspieszyła przygotowania do jesieni. Przygotowania te są zupełnie różne w zależności od pory roku. Ruch jest inny, niby ożywiony, przyspieszony, ale bark mu gwaru wiosenno - letniego... jest taki zadumany, zamyślony... jak te mgły co od łąki idą... traktory cichaczem przemykają koło mych okien, udając się na pola zrobić ostatnie porządki, dostawcy węgla zajeżdżają do kolejnych gospodarstw ze stukotem wysypując czarny dar ziemi, ogrzewający nas zimą.

Warzywniaki pustoszeją, gospodynie zaszywają się w swych kuchniach, w których po zapachu powietrza wnioskuję jeszcze drzewem palą. Co robią? Zapewne domowe przetwory. Jedynie z rana można zobaczyć jedną lub drugą sąsiadkę z lasu, z grzybobrania wracającą.

Wieczór zapada już wcześnie i w dodatku jest chłodny... pachnie dymem z komina. A u nas w domu pachnie dzikim bzem pyrkającym w garnku i brzoskwiniami z cukrem, z których będą powidła. Nastrój jesienny udzielił się i mi. W dodatku jakiś czas już temu. Kolejne warzywka zamrożone, dziś papryka w kostce, plastrach i całości (na faszerowaną). Pierwszy soczek i pierwsze powidła zawekuję jutro... mam nadzieję że będą zjadliwe...

Od Babci Ani i Mamy Krysi dostaliśmy wielki zapas powideł węgierkowych i kompotu wiśniowego, dziękujemy. Może w weekend uda nam się wejść do drewutni i zrobić w niej porządek.

Już nie mogę doczekać się tej naszej pierwszej wiejskiej jesieni...



Trzy Lata temu rozpoczęłam przygodę z blogowaniem. Początkowo snułam plany, pisałam o marzeniach, o tym jak i co bym chciała.

Przez te trzy lata zmieniło się wszystko skończyłam studia jedne i drugie, zmieniłam stan cywilny no i zamieszkałam na wsi.

Powoli urządzamy się  tutaj, nadając snutym planom i marzeniom realnych kształtów.
Czytając dziś wpisy z 2010 natknęłam się na ten post Inspiracje

To były inspiracje, rzeczywistość wyszła nieco inaczej?

Kominek

Miało być:

Jest:


Kuchnia

Lodówka

Miało być:
Jest:

Meble
Miało byc:


Jest:


Łazienka
Miało być:


Jest:

Sypialnia

Miało być:

Jest:

Każdy nowy dzień, to nowe wyzwania i zmiany. Ciekawa jestem co przyniosą kolejne lata. Jak będzie wyglądał nasz dom, my sami... Wierzę, że uda nam się zrealizować kolejne plany i marzenia o płocie, elewacji, stawie kąpielowym i wielu innych dużych przedsięwzięciach z naszym Jot. związanych.

Tymczasem zapomnieć nie można, że w tym wszystkim nie jestem sama i że nic z tego nie udało by się osiągnąć bez pomocy mojego kochanego męża oraz rodziców. Dziękuję im za to bardzo.
Siódma, minut trzydzieści... Pan z bułkami* niedawno pojechał, więc siedzę przy śniadaniu i kawie, zastanawiając się od czego zacząć. Wróciłam do siebie, do świata i do rzeczywistości. Ostatnie trzy miesiące stały pod znakiem 10 sierpnia. Kto sam organizował weselicho, ten wie że terminy, szczegóły, ustalenia i zwykły opór materii potrafią z najprostszej sprawy zrobić problem, którego rozwiązanie na nagrodę Nobla zasługuje.


Jestem mężatką, to bardzo, bardzo pozytywne uczucie. Powiem więcej - polecam, po Ślubie coś się zmienia - jest lepiej :)



Wróciliśmy do Jot. i cieszymy się zwykłą (niezwykłą) codziennością. Zajmują nas sprawy bardziej i mniej ważkie. Dziś na tapecie odbiór śmieci suchych...Niestety z tą ustawą śmieciową jakoś nam nie po drodze. Może założenia ma i słuszne, ale wykonanie fatalne. Oby praktyka uczyniła z naszego gminnego komunalnika mistrza w temacie. Śmieci zabierają od nas raz w miesiącu! Worki dostajemy 2 - pisemnie dwa, jeden na szkło, drugi na surowce... których produkujemy dużo więcej niż jeden marny woreczek. Co z resztą? Radź se człowieku sam ... może puść z dymem, w końcu na wsi mieszkasz... No i te terminy, trzeba zawsze sprawdzać czy aby to już nie dziś. I tak przez trzy dni, najpierw suche, później zmieszane a w trzeci dzień szkło... Kontenery? Gdzie tam, każdy we własnym zakresie musi coś kombinować. Więc na razie przechowujemy worki w stodole, a w owe sądne dni odbioru wynosimy na drogę. Nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie, więc musimy pomyśleć nad innym.



Powoli, pomalutku wijemy gniazdo. Nasz dom coraz bardziej przypomina dom nie tylko z nazwy. Jest coraz więcej wszystkiego... A przede wszystkim mamy kuchnię! Kuchnia to temat, w którym również napotkaliśmy opór materii, jednak efekty nas całkowicie zadowalają. Meble są, wprowadziliśmy się już do nich i zagospodarowaliśmy najbardziej funkcjonalnie jak potrafiliśmy. Mamy płytę, zmywarkę i lodówkę. Piekarnik nas odwiedził, ale niestety najprawdopodobniej z winy przekłamań mojego monitora musiał wrócić do hurtowni. Czekamy na następny. Jeszcze listwy wykończeniowe, kafelkowanie, malowanie, zlew i okap i uffff będziemy finiszować ;)

Mam już całą oczekującą na realizacje listę przydasiów do domu, a to zazdrostka, a to słoiczek na waciki, jakieś puszeczki do przechowywania mąki, zasłonka, lampa do salonu itp. Lista ta ma najprawdopodobniej właściwości magiczne, gdyż im więcej z niej skreślam, tym więcej nowych pozycji się pojawia. W pakiecie do listy powinno istnieć konto bankowe o podobnych właściwościach, im więcej wybierzesz, tym więcej się na nim pojawi ;)


Na koniec coś o powrotach... u nas już ich nie ma... zbierały się na wiece, przysiadywały na pięciolinii z drutów i już ich nie ma. Mowa rzecz jasna o jaskółkach. I mimo, że nadal mamy lato, dla mnie to sygnał do podjęcia hasła "Idzie jesień". A skoro idzie to zaczęłam się do niej przygotowywać. Zamrażanie warzywek na jesienno- zimowe zupy już za mną. Mam marchewkę, pietruszkę, seler w liściu i korzeniu, natkę pietruszki, fasolkę. Poczekam jeszcze na por, żeby zwiększył swoje rozmiary. Mięta na herbatkę suszy się na strychu, czarny bez dojrzewa, więc może jakiś soczek zrobię? Jako, że wieśniaczką w praktyce jestem od bardzo niedawna, przydała by mi się jakaś mądra instrukcja, coś w stylu: "Przygotowania do zimy na wsi"... O węglu już pomyśleliśmy. Będzie co dokładać do pieca. Jeszcze drewno do kominka przygotujemy. Zaczęliśmy też przedjesienne prace w ogrodzie, lecz o tym innym razem


* Pan z bułkami - tak potocznie nazywamy dostawcę porannego pieczywa. Zjawia się co dziennie od poniedziałku do piątku chwilę przed 7 rano. Więc pomimo zamieszkiwania na wsi, na której sklepu nie ma, codziennie na śniadanie świeże bułeczki jadamy :D

Nie ma mnie, nie mam czasu. Zapętliłam się czasoprzestrzennie pomiędzy realizacją kuchni, tj. zamawianiem mebli, ustalaniem ich detali, wyborem sprzętu i szukaniem najniższej ceny, a przygotowywaniem TEGO DNIA. Dnia, który już tuż tuż, a ja jakoś nerwowo zaczynam się szamotać, w obawie że logistycznie nie podołamy wszystkiemu...

Z powyższych względów, doniesień z Jot. póki co nie będzie, odezwę się niebawem... czyli za miesiąc, już po WIELKIM DNIU.


Po kilku dniach z deszczem ostatnio mocno świeciło słońce. Termometr wskazywał 32 w cieniu, a mi dni mijały w chłodzie domu z książką w ręku. Duszno było również niemiłosiernie. Namoknięta ziemia intensywnie parowała serwując iście tropikalne warunki. Szczelnie zamknięte okna uchroniły mnie przed omdleniem z powodu braku jakiegokolwiek ruchu powietrza. Wentylator miło szumiał a ja oddawałam się błogiemu nic nierobieniu.


Jednak wczesnym rankiem i późnym wieczorem, kiedy skwar na moment odpuszczał spacerowałam z lubym po włościach i szukałam tego czego w takie dni powinno być mnóstwo.
I rzeczywiście grzyby rosły jak szalone, a my nie nadążaliśmy ich zrywać. Wspomnę tylko, że nie zapuszczaliśmy się w żadne ostępy leśne, a wszystkie okazy znaleźliśmy na naszych włościach.


Z zebranych okazów zrobiłam sosik grzybowy na niedzielny obiad. Wiosna i lato to bardzo przyjemne pory roku na wsi. Właściwie sklepy nam nie potrzebne, bo produkty mamy na wyciągnięcie ręki :)

Warzywnik to projekt, który chodził nam po głowach od jakiegoś czasu. Do tej pory uprawialiśmy warzywka na pryzmie po oborniku, która z czasem stała się przydomowym kompostownikiem. W tym roku postanowiliśmy rozpocząć zakładanie docelowego warzywnika, który służyć nam będzie przez kilka lat. Aby warzywka rosły zdrowe i dorodne, dużą uwagę przyłożyliśmy do wyboru miejsca. Teren mamy duży, jednak w poszukiwaniach braliśmy pod uwagę następujące czynniki: nasłonecznienie, zaciszność oraz łatwy dostęp do wody. Zdecydowaliśmy się wygospodarować kawałek łąki tuż przy kanale, który od rana do późnego wieczora jest nasłoneczniony. Dzięki takiemu usytuowaniu mamy również łatwy dostęp do wody, zarówno tej z kanału jak i ze studni. Zazwyczaj podlewamy warzywka wodą z kanału, chyba że potrzebne jest obfite podlewanie, wówczas uruchamiamy pompę i czerpiemy wodę ze studni zraszając roślinki.


Od dawna marzyły mi się również podwyższane grządki. Po pierwsze, nie zarastają trawą (z obrzeży grządek), po drugie są "bliżej" słoneczka i ziemia w nich jest dużo cieplejsza. Dodatkowo w mokre lata, przesiąkanie łąki nie zagrozi zalaniem warzyw. Do budowy grządek wykorzystaliśmy to co było pod ręką, czyli stare deski podłogowe. Oczywiście piękniej wyglądały by podkłady kolejowe, ale w te może zainwestujemy w dalszej przyszłości . Do powstałych z desek skrzyń nasypaliśmy ziemi z  kompostownika, która po latach leżakowania zawiera wiele cennych składników odżywczych.


W tym roku ograniczyliśmy się do dwóch skrzyń i jednej naziemnej grządki na paprykę i pomidory. Ale już widzimy, że to nie wystarczy. I tak w pierwszej skrzyni zasialiśmy marchewkę i pietruszkę, posadziliśmy por i sałatę, jak również wysialiśmy fasolę szparagową, koperek i szpinak. 

W grządce nr 2, rośnie rzodkiewka, cebula na szczypiorek, seler, kalafior i sałata.


Trzecia grządka to papryki i pomidory. Ta grządka to autorski pomysł T. Pomidorki wspinają się na sznurkach, które w miarę wzrostu opuszczamy, a podlewanie i nawadnianie deszczem ułatwiają rowki pomiędzy pryzmami, zakończone kawałkami rynien. Grządka ma też lekki spad, dzięki czemu wlana z wiaderka woda do rynny, samoistnie spływa po całej jej długości.


Czym obsiać, obsadzić warzywnik? Nasze tegoroczne plony to efekt eksperymentu, chcemy zobaczyć co nam wyjdzie. I czy to i tyle ile mamy wystarczy i czy będzie potrzebne. Jednak myślę, że najlepiej jest uprawiać to co najczęściej wykorzystujemy w kuchni i to co najczęściej jest nam potrzebne do przygotowania posiłków. Do kanapek, sałatek, surówek, etc.: sałata, szczypior, koperek, pomidory, do sosów i zup: u nas dużo pory, trochę marchewki i pietruszki, seler. Jeżeli wyjdzie nam kalafior, w następnym roku posadzimy go więcej, oraz spróbujemy sił w brokułach. Fasolka szparagowa i szpinak to również to co lubimy bardzoooo :) Można zasadzić buraczki, jednak ja niewielką z nich miała bym pociechę bo nie umiem z nich nic przyrządzić...

Oprócz warzywek w tej części posadziliśmy również krzewy owocowe. Jest agrest, są maliny i nawet znaleźliśmy samoistnie tam zasiane truskawki! W drugiej części (po starym kompostowniku) uprawiamy ogórki i dynię, zasadziliśmy też porzeczki (czarne i czerwone) oraz rabarbar, miętę i melisę.

Przyszłoroczne zwiększenie liczby skrzyń, pozwoli nam na wprowadzenie płodozmianu, o którym tyle czytałam. Najłatwiej robić taki płodozmian w systemie 3 skrzyń, lub 6, 9 itd. Może powstanie również odrębna skrzynia na zioła.

Tymczasem cieszymy się ogromnie z tego co mamy, bo czy może być smaczniejsze śniadanie od tego które zrobimy z własnoręcznie uprawianych warzywek?