Follow my blog with Bloglovin


Powtórzę się po raz kolejny. Odkąd mieszkam na wsi, każda pora roku jest moją ulubioną. Jednak największe ocieplenie relacji nastąpiło między mną i Panią Zimą. Kiedyś nie znosiłam zimy. Zima w mieście to pośniegowe błoto, przemoknięte obuwie, zniszczone zaciekami powstałymi od soli. To bój o stąpanie stopą po suchych kawałkach chodnika, uciekanie przed obryzganiem błotem przez koła samochodów. Lub zgoła inaczej, walka o utrzymanie równowagi na oblodzonych powierzchniach, poślizgi niekontrolowane, szczególnie przy dojściach do przejść i pasów. Zdecydowanie NIE LUBIĘ!

Jednak zima na wsi jest zupełnie inna. Zwłaszcza kiedy tak jak w tym roku, raczy nas trzytygodniowym śniegiem z mrozem i często przepastnie turkusowym niebem. Tu zima jest nieskazitelnie biała. Skrząca, jasna i czysta. Nie mamy pośniegowej brei, śnieg nie jest skażony piaskiem czy żużlem. Jak okiem sięgnąć białe pustynie, poprzecinane ścieżkami dzikich zwierząt.








Piękną mamy zimę w tym roku. Śnieg, mróz i słoneczko. Staramy się korzystać z każdego śnieżnego dnia, bo jak pokazuje historia, nie każdej zimy możemy się nim cieszyć. Co robimy zimą?  Przede wszystkim to co i każdą inną porą roku - OBSERWUJEMY. Nasze obserwacje zaczynamy o świcie. Pierwsza biegnie do okna Maja, popatrzeć czy słonko już wstało i przywitać się z nim. Jeżeli za oknem pada śnieg, słyszymy radosne piszczenie i okrzyki. Zaraz później trzeba postawić ją na parapecie, aby mogła zobaczyć czy Pipi robią amam. To kolejna z frajdy zimowych, dokarmianie ptaków, sprawdzanie czy przyleciały do karmnika, czy nie trzeba uzupełnić jedzonka i zwyczajne w świecie podziwianie stołówkowych gości. Jednocześnie z wysokości okna w sypialni widzimy kto odwiedzał nasze podwórko nocą i czy kot Paszczak, lokalny włóczykij już siedzi na progu w oczekiwaniu na poranne smakołyki.

Ślady na śniegu są fascynujące nie tylko dla małego dziecka, ale i dla mnie dorosłej ;) Lubimy bawić się w traperów i odgadywać czyje tropy uwiecznił śnieg. Na podwórku znajdujemy głównie kocie i ptasie, jednak idąc na spacer mamy pełna paletę różnorodnych śladów. Zgadujemy zatem czy szedł tędy zając, sarna, pies, a może bażant. Dużo, dużo spacerujemy, jeździmy na sankach, robimy aniołki na śniegu, lepimy bałwana.



Obok zachwytu zimową przyrodą, zachwyca mnie dom. Takie zwyczajne jego ciepło, kiedy z czerwonymi od mrozu policzkami otwieramy drzwi. Zapach drewna palonego w kominku. Poczucie bezpieczeństwa gdy za oknem zawieje i zamiecie śnieżne, lub siarczysty mróz. Nawet zimowe prace są dla mnie przyjemne, a odśnieżanie podjazdu przyjemnie rozgrzewa ;) Szczęśliwie pługi docierają do nas regularnie i drogę mamy czarną, więc problemów z dojazdami też nie mamy. 

Kiedyś tuż po Świętach z niecierpliwością czekałam na wiosnę, denerwując się każdym powrotem zimy. Dziś wiem, że każda pora roku jest ważna i potrzebna, a mroźna i śnieżna zima decyduje o plonach i zbiorach latem. Dzięki niej wody gruntowe się uzupełniają i nie grozi nam susza. Że odpowiednio niskie temperatury zabijają robaki i choroby, które później atakować mogą nasz sad czy warzywnik. Zima to także odpoczynek pól, lasów, drzew, ziemi, ogólnie całej przyrody, bo i nas "rolników", ogrodników, sadowników, czyli wszystkich tych którzy z niej czerpiemy. To czas na planowanie, koncepcyjne myślenie, rozpisywanie. Oczywiście również na regenerację sił :)





Na razie zima odpuściła i mamy piękne przedwiośnie. Nie jestem tym faktem szczególnie zachwycona, bo na cięcie czekają nasze drzewa owocowe, a przy takich temperaturach wegetacja ruszy lada dzień i będzie po jabłkach ;) Zobaczymy co przyniosą kolejne dni, tymczasem czeka mnie planowanie prac ogrodowych na najbliższe tygodnie. Powoli trzeba zacząć myśleć o wiośnie i inauguracji sezonu ogrodowego.

- Pozdrawiam, Iza -

Zalewa nas fala bylejakości. Wielka jak tsunami wlewa się w nasze życie. Ostatnio spotykam się z nią na każdym kroku. Najmniej szkodliwa jest taka zwykła codzienna, estetyczna. Jej bratem jest kicz. Jednak to bylejakość jest bardziej groźna, gdyż dużo mniej rzucająca się w oczy.

Kawałek świątecznego urlopu spędziliśmy w moim rodzinnym mieście. Chciałam zabrać córkę na wieczorny spacer ulicami miasta. Pamiętałam ten magiczny urok oświetlonych lampkami latarni, udekorowanych choinek wzdłuż deptaka, pięknych konstrukcji zdobiących fontanny. Niestety albo pamięć mnie już zawodzi, albo bylejakość zasiadła tam na tronie i dzierży władzę. Smutek, rozczarowanie, niesmak. Każda "dekoracja" sfatygowana, połowa lampek popalonych, świąteczne fontanny nie działające. Rozczarowani tandetą miasta postanowiliśmy udać się do Bazyliki, sławnej w całym kraju, monumentalnej, barokowej i co roku świątecznie przyozdobionej. Na placu przed Kościołem uderzył nas widok wielkiej choinki chylącej się ku ziemi i zamiatającej czubkiem bruk. Zdecydowanie za mały łańcuch światełek powiewał na wietrze gdzieś z boku. Wchodząc do Świątyni bylejakość zaśmiała nam się w twarz. Straszny i smutny widok. Świerki bożonarodzeniowe zamiast upiększyć kościół zdecydowanie go szpeciły. Wątłe chabazie, wyglądające jakby stały tam od ostatnich świat, krótkie łańcuchy światełek migały gdzieś na najwyższych gałązkach. Monumentalne choinki na ołtarzu głównym ubrane w kilka różnych światełek bez ładu i składu rzuconych na drzewka. Ani jednaj bombki, ani jednego stroika. BYLEJAKOŚĆ nas pokonała. Wyszliśmy z niesmakiem.


Najgorszą forma bylejakości jest dla mnie bylejakość życia. Bylejakość poglądów, lub ich zupełny brak, bylejakości domów, rodzin, ludzi i ich osobowości. Jak człowiek może być szczęśliwy kiedy jego życie jest NIJAKIE? Kiedy brak mu kolorytu, nie ważne jakiego. Bo nie jest ważne jakim farbami pomalujemy nasz świat. Ważne żeby go pomalować. A tak wiele osób stwierdza, że szkoda na to czasu. Żyją w swoich życiach z dnia na dzień, powielając te same czynności niemal już automatycznie. Bliżej im do maszyn niż ludzi. Wartości rodzinne gdzieś zanikły. Małżeństwo stało się formą biznesowego układu, w którym każdy daje coś od siebie z aptekarską wręcz precyzją, aby nie dać więcej niż ustalono w niepisanej umowie przedślubnej. Dzieci są zazwyczaj z przypadku, lub jedno jako planowane, bo tak wypada. Bo czas jest zbyt drogi, aby go oddać dzieciom za darmo. Bo figura się zmienia i luka w karierze zawodowej robi.
Nie czeka się z utęsknieniem na "nadchodzące", na jutro, na ważny dzień, na weekend, na święta czy urlop. Bo nie ma się pomysłu na nie, Jak je spędzić? Jak zrobić coś fajnego, jak sprawić aby były to wyjątkowe dni. Brak codziennej rutyny męczy. Człowiek nagle nie wie co począć i miota się bez celu. Czy i Wy słyszeliście, że Święta męczą? Ja wiem, że męczą. Męczą Panie domu, matki, żony, babcie. Te które od tygodni latają z mopem, odkurzaczem i myją okna, a później stoją do późna przy bigosie. Ale reszta ludzi? Co ich męczy?


Do wszystkiego można w życiu podejść jak do czegoś czego się nie opłaca. Po co kupować żywą choinkę? Po co piec pierniki na nią? Po co wyciągać świąteczne dekoracje? Po co budować kominek i przesiadywać przy nim w zimowe wieczory. Wszystko to wymaga pracy, wysiłku, zabiera czas. Po co są Święta, po co urlopy. Przecież traci się cenne godziny, w których można by wypracować dodatkowy zysk. A tak bezproduktywnie leży się na kanapie i przełącza bezmyślnie kolejne kanały w tv. Po co bawić się z dzieckiem, poświęcać mu czas, przecież ma zabawki. Po co tworzyć ciepło domowego ogniska, domowe rytuały i tradycje. Po co budować więzi i wspólnie spędzać czas.

I jasne, nie każdy tak musi, nie każdy tworzy rodzinę. Ale ten kto nie tworzy, ma inne pasje w życiu, sport, podróże... Ważne aby mieć coś co nas uszczęśliwi, co jest naszą pasja, czemu możemy oddać się bez reszty. A Ja obserwuję coraz częściej, że jedyne czemu chcemy poświęcić życie to my sami. Taki egoizm pod płaszczykiem "wolnych wyborów", taka bylejakość, nijakość, takie puste życie bez jakichkolwiek celów i fundamentów.


Kuzynką bylejakości jest chwilowość, a jej bratem pospiech. Cechuje on tych, którzy wiecznie z utęsknieniem na coś czekają, a jak już nastąpi nie potrafią się tym cieszyć i już wybiegają myślami do następnych "momentów". W listopadzie ubierają choinkę, a dzień po świętach ją rozbierają i stawiają tulipany oraz wiosenne dekoracje, A gdzie jest TU i TERAZ i życie dniem dzisiejszym? Gdzie napawanie się tym oczekiwanym czasem, ładowanie baterii i po prostu bycie. Najpierw narzekania, że nie ma śniegu i co to za zima bez niego, a gdy tylko zacznie padać frustracja z tego powodu, no bo jak tu do pracy dojechać.

Czy wiecie, że ludzi mających pomysł na siebie, swoje życie i konsekwentnie malujących swój świat wybranymi barwami można poznać na kilometr? To ludzie, w których domu chce się przebywać, a w morzu miejskiego zgiełku myśli o nim jak o bezpiecznej przystani. To ludzie, na spotkanie z którymi idzie się z radością i trudno się rozstać, bo tematów do rozmów nie sposób wyczerpać. To ludzie, do których dzwoni się poszukując porady, inspiracji lub po prostu wysłuchania. Ja znam takich ludzi. Niestety niewielu.

Kochani w Nowym Roku życzę i Sobie i Wam, aby :
nasze życia dalekie były od BYLEJAKOŚCI
pełne były wyjątkowej JAKOŚCI i kolorów które sami im nadamy
nie było w nich miejsca na nijakość
i by nie towarzyszył im pośpiech