Follow my blog with Bloglovin
Chwilowo rozłożyło mnie przeziębienie, katar i ogólne osłabienie organizmu, zapewne przesileniem jesiennym spowodowane. Szczęśliwie złożyło się, że przyszło dopiero pod koniec jesiennych prac domowo - ogrodowych i z większością zaplanowanych działań udało mi się zdążyć, dzięki czemu mogę bezkarnie wygrzewać się pod kołderką.


Jesień przywitałam potężną dawką energii, tak mnie nosiło że domowe porządki poszły błyskawicznie. Mycie okien, zmiana zawartości szaf na jesienno - zimową, jesienne dekoracje. Wszystko to już za mną. Również ogrodowo jesteśmy na finiszu. Trzy z czterech naszych grządek warzywnych już posprzątane na sen zimowy czekają. Warzywa pokrojone i zamrożone, na zupy, sosy i inne pachnące pyszności. Dokonałam też (mam przynajmniej taką nadzieję) ostatniego w tym roku koszenia trawy. Ten rok był iście syzyfowy pod względem utrzymania trawnika. Wiele, wiele energii i czasu nas to kosztowało. Sezon wilgotny i trawa bujała w oka mgnieniu. Kolejnym zaplanowanym etapem prac ogrodowych  są rabaty kwiatowe. I tu właśnie utknęłam w połowie... cóż oby tylko szybko wróci do sił.


Tak jak każdą porę w tym roku, tak i jesień poznajemy na nowo - w nowym miejscu. I ukrywać nie będę, że w mieście łatwo ją przeoczyć, na wsi macha nam na każdym kroku. Zrobiło się pięknie żółto, wieczorami mgliście, świat pachnie opadłymi liśćmi, wypalanymi łętami, oraną przed zimą ziemią. Długie cienie, rozproszone słońce... no pięknie jest po prostu.


Jako że żyjemy lasem otoczeni, sezon grzybowy daje nam się we znaki w pełni. Zazwyczaj bezludny i spokojny las, tętni życiem... rejestracje z różnych części województwa - nawet nie wiedzieliśmy że w tak obleganym przez grzybiarzy miejscu mieszkamy. Na szczęście i w naszym prywatnym lesie grzybów pod dostatkiem, więc w walkę o brązowe kapelusze z przyjezdnymi się nie wdajemy.

A wieczorami: kominek, aromatyczna herbatka i ciacho ze śliwkami (w końcu dorobiłam się piekarnika ;)