Follow my blog with Bloglovin
Operacja schody obejmowała działania zakrojone na szeroką skalę: zdjęcie starych, bardzo już wysłużonych schodów, pomalowanie wytynkowanej klatki schodowej, ułożenie paneli na poddaszu i piętrze oraz kafelek pod schodami na parterze. Cała akcja zakończyła się sukcesem w sobotę, kiedy to mogliśmy podziwiać jej efekty. Pozostało nam jeszcze kilka kosmetycznych poprawek oraz nałożenie maskownic i barierek na obu piętrach, ale przynajmniej po drabinie wspinać się już nie musimy :)


Schody są z drewna bukowego bejcowanego na kolor orzech i dwukrotnie lakierowanego. Belki sufitowe, panele, drzwi do sypialni na piętrze i  łazienki na parterze oraz wszelkie dodatki drewniane również będą w tym kolorze.


Kiedy zaczęliśmy remont, pomimo mej przepastnej wyobraźni, nie wyczułam jak wpłynie on na wszystko. Nie tylko na nas i nasz tryb życia, ale na zapach domu i jego aurę, na wygląd łąk i okoliczną przyrodę. W obejście wkroczyliśmy mniej więcej cztery lat temu. Uzbrojeni w kosy, widły, kosiarkę i sekatory przystąpiliśmy do porządkowania otoczenia. Więcej na ten temat tutaj.
Ponad rok temu zabraliśmy się za wnętrze domu, wymieniliśmy dach, przebudowaliśmy kominy, wstawiliśmy nowe okna. Ten rok upływa nam pod hasłem  urządzamy wnętrze tak aby było nam w nim komfortowo i przytulnie.

Całe to przedsięwzięcie zmieniło tryb życia minimum pięciu osób, które właśnie od prawie czterech lat niemal każdy weekend spędzają na wsi, a w tygodniu czynią logistyczne przygotowania do prac zaplanowanych na weekendy. Niby życie toczy się dalej, ale myśli wciąż uciekają do Jot. Trzeba planować, przemyśliwać, dowiadywać się. Wraz z wejściem remontu w fazę specjalistów, zaczęliśmy działania pod dyktando terminów. Wchodzą tynkarze, zaczyna elektryk, trzeba ułożyć kafle bo staną schody. I tak od terminu do terminu.


 
Chcąc mieć dom, w którym spokojnie przetrwamy zimy bez zawianego na poddasze śniegu i ścian oszronionych od wewnątrz, musieliśmy pozmieniać wiele rzeczy. W konsekwencji tego dom nie pachnie już domem babcinym, posadzki latem nie chłodzą przyjemnie stóp. Mamy ciepło, jasno, przestronnie. Półmrok pokoju babcinego zamieniliśmy na jasność salonu, kuchnię na węgiel na piec C.O. Już nie będziemy kryć się w izbie ogrzewanej drewnem, byle nie wystawiać nosa do sieni gdzie zimno i para z ust idzie.



Dom zmienił nie tylko wygląd ale i aurę. Przez długie lata opuszczony i samotny stał się mało przyjazny, zamknięty i broniący swych tajemnic. Kąty straszyły, pająki budowały swoje sieci i nikt nie miał ochoty zaglądać do komórki (dzisiejsza kotłownia i łazienka), gdzie znajdował się sprzęt wszelaki. Jednak cierpliwość popłaca. Dziś otwierając drzwi do domu czujemy jak mówi on witajcie. Trudno to opisać słowami, po prostu aura jest przyjazna i życzliwa. Pomimo tego, że sporo jeszcze prac przed nami kuchnia jest kuchnią i pachnie przetworami, salon daje wytchnienie i zachęca do rozgoszczenia się, a wchodząc do sypialni nabieram ochoty na poobiednią drzemkę. Coś się zmieniło bezpowrotnie - dom babciny - coś się tworzy od początku - nasz dom, dom naszej przyszłości. Piękne jest dla mnie to, że oba domy zamykają te same mury i oba stoją na tych samych fundamentach.

W następnym poście postaram się pokazać jak magicznie reaguje otoczenie na naszą obecność i troskę o nie.
Lato w Jot. trwa nieprzerwanie. Trzeci tydzień wyjątkowo pięknej, słonecznej i gorącej pogody. Niestety zbyt ciepłej aby wytrzymać na zewnątrz w środku dnia. Dlatego wszelką aktywność ogrodową zaczynam wczesnym rankiem, przerywam około 10, chroniąc się wewnątrz znacznie chłodniejszego domu. Do prac powracam około 18 aby zakończy je wraz z nadejściem zmierzchu około 21.


Jednak i wewnątrz jest co robić. Pierwsze dni pobytu spędziłam na myciu okien i szorowaniu podłogi z resztek tynku. Prace idą sukcesywnie na przód. Wystarczy chyba jak napiszę, że nadszedł czas pomalować ściany i położyć panele. Przyznam się jednak, że nie bardzo mam ochotę wędrować w te upały po sklepach z materiałami budowlanymi. W remontowaniu domu kilka rzeczy mnie wykańcza: po pierwsze - brudzi się niesamowicie! drapanie ścian ze starej farby, zrywanie podłóg, kucie ścian w celu położenia instalacji, itp., po drugie - są tam już różne meble i sprzęty, które przenosić trzeba z miejsca na miejsce w miarę postępów. Kiedy zaczęliśmy łazienkę, trzeba było wejść na piętro bo schody miały zaraz przyjechać , z piętra znowu do kotłowni, bo piec postawić trzeba było. I tak w koło macieja. Nie będę ukrywać, że powoli wszystkich nas ten remont wykańcza. Bo nie tylko wewnątrz trwa remont. Jego skutki odczuwa nasze otoczenie. Bo czy kogoś mogą cieszy takie widoki:


Na szczęście koniec już blisko. W tym tygodniu wkracza ekipa od elewacji. Bardzo więc możliwe, że za miesiąc podstawowe prace zostaną zakończone. Wiem również, że nie od razu będzie pięknie wszystko urządzone, a sprzęty pojawiać się będą sukcesywnie. Ale nie od razu... dom w Jot. wyremontowano.