Follow my blog with Bloglovin
Poranek, ciepła, aromatyczna kawa, zieleń parku za oknem, powiew ciepłego wiatru... ach jak ja lubię takie dni. W głowie kłębi się tysiąc myśli. Plan dnia powoli się krystalizuje, jeszcze tyle trzeba zrobić a niedziela już tuż, tuż. Bo od niedzieli znikam na dwa piękne tygodnie zapomnieć o farbach, panelach, nowym katalogu I., i tym że muszę buty na jesień zakupić ;)

Przez najbliższe 14 dni łapać będę promienie słoneczne na włoskiej plaży, odstresować się w ciepłym morzu, sycić oczy pięknym krajobrazem. Wieczorami smakować moją ulubioną kuchnię włoską pełną dojrzałych pomidorów, rukoli, aromatycznego czosnku i oliwy. Mam nadzieję zadośćuczynić wszystkim pięknym weekendom tego lata, którym powiedziałam nie, zamykając się w czterech ścianach domu w Jot. i skupiając na remoncie.

Chcę przesiąknąć słońcem, powietrzem, zapachem wody, zakodować urokliwe pejzaże Wenecji, Werony, Bolonii i San Marino - aby dały mi siłę i energię na cały bardzo pracowicie zapowiadający się rok ( dla mnie nadal rok trwa od września do września ;). A po powrocie nowe projekty, wyjazdy i szkolenia. Wszystko nabiera kształtów i tempa. Jednak o tym dopiero za dwa tygodnie...

Zatem machając na pożegnanie, uciekam w wir zajęć dnia dzisiejszego.
Każdy przełom epok charakteryzuje się pewnymi spektakularnymi zjawiskami, wynalazkami czy zdarzeniami. Dom w Jot. w nową epokę wszedł z pozoru zwyczajnie - powstała łazienka i podłączenie kanalizacyjne. Te dwa wydarzenia definitywnie zakończyły erę, którą na prywatny użytek nazwę "erą dzieciństwa" i wprowadziły nas w "erę dorosłości".

W dzieciństwie pobyty w Jot. były dla mnie pięknymi dniami beztroski, szumu traw i zbóż, gonienia za świerszczami, hodowania ślimaków w starych garnkach, mycia w misce wodą ze studni, wychodzenia do wychodka za potrzebą. Wszystkie te "niewygody" nie stanowiły dla mnie żadnego problemu, w ogóle nie zauważałam że są niewygodami. Wręcz przeciwnie, nadawały inności pobytom u dziadków.

Jakiś czas później weszliśmy w erę bieżącej wody - podłączenie do wodociągów sprawiło, że ze studni korzystaliśmy tylko w celach gospodarczych, podlewając ogródki, czyszcząc sprzęty. Jednak nic ponad to nie uległo zmianie. No może tylko niewygody powoli dawały się we znaki.
Sierpień 2012 roku zapiszemy na kartach historii domu w Jot. jako przełomowy miesiąc. Nie tylko mamy bieżącą wodę (ciepłą i zimną) ale również łazienkę. W zapomnienie odeszły miski, w zapomnienie odchodzi wychodek, wkraczamy w erę cywilizacji, wygody ... słowem luksusu... I chociaż dobrze wiem, że w dzisiejszych czasach nazywanie łazienki luksusem to dla niektórych duża przesada, są jeszcze domy w których takich luksusów nie ma. I nie są to tylko domy (jak nasz obecnie) weekendowe, ale domy zamieszkane przez cały rok i przez całe rodziny.

W łazience brakuje jeszcze dywaników, szafeczek i innych elementów dekoracyjnych, jednak podstawowe funkcje spełnia i bez nich, a w swoim czasie wszystko dokupimy :)
Nie wiem jak u Was wyglądają pierwsze dni sierpnia, ale u mnie bardziej przypominają wrzesień i początki jesieni niż pełnię lata. Winą za taki stan rzeczy obarczam suche, upalne i wietrzne dni lipcowe.



 Lipy się zażółciły, brzozy podobnie, czeremcha gubi liście na potęgę. Trawy wypalone, nie przyrastają wcale. Od czterech lat nie zdarzył nam się podobny sezon, żebyśmy trawę kosili tylko 4 razy! Zazwyczaj od połowy maja kosiliśmy ją średnio co dwa tygodnie.

W tym roku jest tutaj tak sucho, że nie mamy czego kosić! Brak wody spowodował zemdlenie nie tylko krzewów (kalina, jaśmin), nawet nasza jabłonka ma oklapnięte liście i gałęzie. Jabłka nie rosną, bo nie mają wody.


Wyczekujemy na deszcz. Co wieczór chmurzy się z rożnych stron, zaczyna się błyskać i tyle - ani burze ani deszcze do nas nie docierają.

U nas już w zasadzie po żniwach. Pola puste, jeszcze tylko gdzieniegdzie pracują kombajny.
 Nad skoszonymi polami unoszą się wieczorne mgiełki.





Cienie długie, ukośnie padające światło, wiece jaskółek na drutach... Ciekawe czy sprawdzą się moje przewidywania o wczesnej jesieni tego roku.