Follow my blog with Bloglovin
Trzy tygodnie nieobecności w moich ukochanych Jot. a tyle zmian!
Przede wszystkim zapukała do nas Pani Jesień i to nie tylko ta kalendarzowa ale ta najprawdziwsza złoto kasztanowa. Chodzę i chodzę, patrzę i patrzę i nadziwić się nie mogę jak w przeciągu tych kilku dni zmienił się krajobraz wokół. Z intensywnej zieleni, w ciapki i plamki najróżniejszych kolorów.
Słoneczniki pochyliły ciężkie ziarnem głowy, kwitną jesienne kwiaty i tylko róże dzielnie trzymają swe różowe suknie na przekór panującej rudości.



Pola puste, zaorane lub oziminą zasiane, myszki biegają po łące zbierając zapasy do norek a ja zarażam się ich nastrojem i planuję kupno ciepłych skarpetek - bamboszy i zapasu gorącej czekolady na chłodne wieczory.



Sam domek do zimy się szykuje, a tak naprawdę my go szykujemy bo prace remontowe wrą. Czujemy na karku oddech zimy (szczególnie wczesnym rankiem) i śpieszno nam zabezpieczyć dom przed dostającym się do środka chłodem.
Z prac last minute wykonaliśmy wylewki w salonie, położyliśmy dekoracyjne belki sufitowe, a za tydzień wstawiamy nowe okna. Niestety dachu wymienić nie zdążymy :( Mam nadzieje, że wytrzyma jeszcze jedną zimę.
Dużo, dużo pracy... ale efekt już cieszy oko :) Mam nadzieję, że w niedługim czasie uda mi się sfotografować poczynania remontowe i opisać je bardziej szczegółowo.

Tymczasem żegnam się widokiem, który wieczorami zapiera mi dech...