Ponad rok temu zabraliśmy się za wnętrze domu, wymieniliśmy dach, przebudowaliśmy kominy, wstawiliśmy nowe okna. Ten rok upływa nam pod hasłem urządzamy wnętrze tak aby było nam w nim komfortowo i przytulnie.
Całe to przedsięwzięcie zmieniło tryb życia minimum pięciu osób, które właśnie od prawie czterech lat niemal każdy weekend spędzają na wsi, a w tygodniu czynią logistyczne przygotowania do prac zaplanowanych na weekendy. Niby życie toczy się dalej, ale myśli wciąż uciekają do Jot. Trzeba planować, przemyśliwać, dowiadywać się. Wraz z wejściem remontu w fazę specjalistów, zaczęliśmy działania pod dyktando terminów. Wchodzą tynkarze, zaczyna elektryk, trzeba ułożyć kafle bo staną schody. I tak od terminu do terminu.
Dom zmienił nie tylko wygląd ale i aurę. Przez długie lata opuszczony i samotny stał się mało przyjazny, zamknięty i broniący swych tajemnic. Kąty straszyły, pająki budowały swoje sieci i nikt nie miał ochoty zaglądać do komórki (dzisiejsza kotłownia i łazienka), gdzie znajdował się sprzęt wszelaki. Jednak cierpliwość popłaca. Dziś otwierając drzwi do domu czujemy jak mówi on witajcie. Trudno to opisać słowami, po prostu aura jest przyjazna i życzliwa. Pomimo tego, że sporo jeszcze prac przed nami kuchnia jest kuchnią i pachnie przetworami, salon daje wytchnienie i zachęca do rozgoszczenia się, a wchodząc do sypialni nabieram ochoty na poobiednią drzemkę. Coś się zmieniło bezpowrotnie - dom babciny - coś się tworzy od początku - nasz dom, dom naszej przyszłości. Piękne jest dla mnie to, że oba domy zamykają te same mury i oba stoją na tych samych fundamentach.
W następnym poście postaram się pokazać jak magicznie reaguje otoczenie na naszą obecność i troskę o nie.
Uwielbiam takie relacje:) a jakież to schody staną na tych kaflach z ciekawości?:)
OdpowiedzUsuńno to dobrze, że praca wre, powodzenia!
OdpowiedzUsuń