Follow my blog with Bloglovin

Świątecznie

Remont w Jot. trwa nieprzerwanie. Nowe okna na piętrze prezentują się zacnie i chociaż to zwykłe, białe, jednotaflowe plastiki nadały bryle budynku lekkości i przejrzystości. Nocą sączące się przez nie światło daje wrażenie przytulności i bezpieczeństwa. I chociaż ściany jeszcze nie otynkowane, a kable wystają ze ścian, będąc w środku czuję jak wszytko nabiera życia a obrazy podsuwane przez wyobraźnię stają przed oczami jak żywe. Dom po dziadkach otulony białym puchem, ogień trzaskający w kominku, pachnący świerk w salonie, świąteczne dekoracje i my - nasza rodzina przy wspólnym stole. Tak takich Świąt życzę sobie za rok! A myśl o tym, że to bardzo realne pragnienie już dziś napawa radością!


Póki co przygotowuję się do tegorocznych Świąt, które spędzę poza Wrocławiem. Dlatego już wcześniej przygotowałam nastrój, aby móc się nim troszkę nacieszyć przed wyjazdem. Chociaż to nie Jot. i nie dom a wrocławskie M2, jest naprawdę przyjemnie.Przy okazji chciałabym pochwalić się pięknym bieżnikiem który uszyła dla mnie Dusia ze Skrawka Nieba. Lniany bieżniczek z aplikacjami mikołajów, do którego idealnie pasują nabyte niedawno filcowe podkładki w kształcie śnieżynek. Dusia do bieżnika dołączyła również cudny woreczek na różności - dziękuję Dusiu :)



















Robiąc porządki natknęłam się na wiosenne doniczki do wysiewu ziół i postanowiłam je wykorzysta do zrobienia świeczników. Przywieziony z Jot. mech wpasował się w koncepcję idealnie. Niestety modrzewiowe szyszki, które polakierowałam na złoto i włożyłam do doniczek są ostatnio ulubioną zabawką naszego kota. Jak co roku, tak i w tym tradycji musiało stać się zadość, więc powstały pierniczki. Precyzyjniej ujmując stosy pierniczków, bo chyba lekko przesadziliśmy z ilością składników i wyszło nam ponad 100 sztuk, których lukrowanie okazało się pracą zbyt żmudną, dlatego część pójdzie do schrupania "na goło". Obdarujemy nimi dwie rodziny, a i jeszcze dla nas zostaną zapasy na poświąteczne wieczory przy czekoladzie i pierniczkach.

Oprócz pierniczków upiekliśmy również świątecznego piernika. Jako, że był to mój pierwszy piernik z wielką radością zaglądałam do piekarnika patrząc jak rośnie, niestety pomimo godzinnego pieczenia zaraz po otworzeniu piekarnika opadł i ku mej rozpaczy "wpadł w depresję". Niemniej jednak smakował dobrze, przynajmniej tak twierdzą nasi przyjaciele po dzisiejszym, świątecznym spotkaniu.

 Choinka jest, pierniczki są, prezenty kupione i popakowane...wygląda na to, że w tym roku udało się na kilka chwil przed "ostatnią chwilą" i nawet mam czas na wieczorne pisania. Tylko śniegu jakoś mi brak. Jestem dzieckiem White Christamas i bez tego jakoś tak nie tak... może jeszcze poprószy?

P.S Niestety utraciłam moje stare tło...odnaleźć nigdzie nie mogę, a czasu na poszukiwania lepszego niż to które jest obecnie nie mam, więc przez jakiś czas pozostanie tak ... "niezadowalająco".

2 komentarze:

  1. Bieżniczek wkomponował się idealnie i bardzo się cieszę, że Ci się podoba! Izuniu ,życzę Ci z całego serca spokojnych świat i spełnienia wszystkich marzeń w nadchodzącym roku!

    OdpowiedzUsuń