Okazuje się jednak, że z wiosną jak z wieloma sprawami na tym świecie, poszukujesz - nie widzisz, odpuścisz sobie - same cię znajdą.
I właśnie wczoraj wiosna obdarzyła mnie sowim pierwszym tchnieniem. Prognozy zapowiadały (jak zwykle bardzo "trafnie") trzy stopnie na plusie i przelotne rozpogodzenia.Udaliśmy się do Jot. w celu odebrania mebli. Transport miał dotrzeć po południu. Ostatecznie dotarł parę minut po 21. Pogoda dopisała: siedem stopni, piękne słońce.
Spoglądając przez okno na otaczający krajobraz zamachały do mnie na lekkim wietrze gałązki bzu, a dokładniej ich zupełnie zielone i rozpęknięte pączki! Wzięłam więc aparat w dłoń i poszłam do ogrodu złapać w kadr to wiosenne cudo. Ogród poprowadził mnie jednak dalej i ukazał całe bogactwo wiosennego przebudzenia.



Pięknie :) ja też muszę moją wiosnę sfotografować, boję się tylko mroziska niespodziewanego, że te delikatne pączki popsuje , ale co tam, trzeba się cieszyć tym co jest :)
OdpowiedzUsuń